Wieści ze świata gospodarki i finansów maj 2023 r.

Spory o propozycję “800+” to prawdziwa bomba medialna, którą należy ocenić z perspektywy pozapolitycznej. Poza nią, bardzo ważnym wydarzeniem były spadki na rynkach ropy, które mogą dać oddech Polakom w kontekście wciąż rekordowej inflacji. W kwietniu Polska zajęła ex aequo 4. miejsce ze Słowacją w tym rankingu z poziomem 14% zgodnie z metodologią Eurostatu. Na trzecim miejscu znajdowały się Czechy z poziomem 14,3%, na drugim jedyne państwo strefy euro poza Słowacją w tym gronie, czyli Łotwa (15%) i na pierwszym absolutny rekordzista – Węgry i 24,5%. 

Projekt 800+, a inflacja

Nowa propozycja rządzących odbiła się szerokim echem w mediach. Jeszcze rok temu mówiło się o podobnych wariantach, jako potencjalnym źródle podwyższającym inflację. 25 mld zł więcej na rynku dóbr i usług, to działanie wprost odwrotne do linii NBP, które podwyższając stopy procentowe, chce zmusić tak indywidualnego obywatela, jak i firmy w Polsce, do zatrzymania inwestycji. Aspekt inflacji jest o tyle trudny do oceny, ponieważ jej obecny poziom w Polsce jest nakręcany przez spiralę wzrostów kosztów produkcji wywodzących się z cen energii. Ceny gazu, węgla i ropy jednak drastycznie spadają wobec poprzedniego roku. Za tym powinny podążyć przede wszystkim ceny nawozów i energii. Węgiel jest tańszy, szczególnie od momentu gdy Chiny powróciły na niekorzystny (dystans transportu) dla nas rynek australijski. To najpewniej powoduje mniejszą presję na rynki węgla w Afryce i Ameryce Południowej, z których go kupujemy. Ta kwestia, jak i efekt bazy, powinny bardzo mocno obniżyć inflację wobec lat 2022 i 2023 w roku 2024. Tym samym, bardzo możliwe, że mimo wejścia tego programu w życie, inflacja nie tylko nie wzrośnie, ale wręcz i tak silnie spadnie

Inflacja, a dochody budżetu państwa

Prognozy dotyczące wzrostu PKB są dla Polski zdecydowanie niekorzystne, głównie z uwagi na hamującą konsumpcję. Ten stan rzeczy uderzy w polski budżet i potencjalnie może wymusić podwyżkę podatków. Z drugiej strony, brak deflacji, oznacza, że wpływy z VAT, ale też akcyzy i PIT, powinny być znacząco większe. Różne głosy w tej sprawie teoretyzują, że każdy 1 punkt procentowy inflacji, to około 4-5 mld zł dla polskiego budżetu. Jeśli opierać się na tych ocenach, to podwyżka programu 500+ do 800+, może zostać sfinansowana z poziomu 5. p. procentowych inflacji. Warto tu zaznaczyć, że mowa o 5 p.p. inflacji ponad zakładany cel inflacyjny z budżetu na 2023 rok. Ten określono na 9,8 p.p.. Ergo, inflacja średnioroczna musiałaby wynosić 14,8% na koniec tego roku, przy braku spadku konsumpcji i liczby miejsc pracy, by pokryć koszty tego projektu.
Innym aspektem są programy obronne przed inflacją, czyli tzw. “tarcze”. Tyle tylko, że ich koszt i efekt dla polskiego budżetu, są już wliczone na ten rok. Więc jeśli nie będzie dodatkowych programów ochronnych, to koszty na 2023 rok związane z inflacją nie wzrosną niezależnie od jej poziomu. Innym efektem jest presja inflacyjna ze strony pracowników “budżetówki”. Jednak podobnie jak wyżej, wszelkie rozmowy na ten temat będą mogły mieć odzwierciedlenie dopiero w budżetach na kolejne lata. Można więc uznać, że dodatkowe środki wynikające z VAT i akcyzy z 2023 roku mogą być rozdysponowane na któryś z tych pomysłów bez podwyżki podatków. Należy jednak pamiętać, że są też koszty, które automatycznie mogą być ponoszone przez budżet w każdym kolejnym roku po wysokiej inflacji, jeśli rynek pracy ich nie pokryje wpływami ze składek ZUS. Mowa oczywiście o waloryzacji rent i emerytur. Warto zauważyć, że nie jest to wyrównanie za poprzedni rok w roku w którym występuje inflacja, a wzrost świadczeń w danym, kolejnym roku. Te koszty pokrywa ZUS, ale budżet państwa może być zmuszony do pokrycia deficytu który w ten sposób poniesie ubezpieczyciel. Te natomiast, są finansowane z kolejnego budżetu, a nie obecnego – dlatego kluczowa jest różnica między planowaną inflacją, a inflacją która zaistnieje, a nie sam poziom tej ostatniej.

Upadek Silicon Valley Bank i Credit Suisse – co wróżą światowej gospodarce?

Ropa Ural znowu w odwrocie – pomoc OPEC+ nie dała rady

W nawiązaniu do kwestii kosztów dla przeciętnego Polaka, bardzo ważnym aspektem są ceny paliw. Mają one wpływ na każdy produkt, który jest sprzedawany w sklepach, więc ruchy konsolidacyjne producentów ropy, którzy obniżali produkcję, były dla nas zdecydowanie negatywne. Jednak jak się okazuje, jedynie wyprzedzili i ograniczyli efekt trendu spadkowego, który widać po cenach ropy naftowej w maju. W kwietniu ropa Ural potrafiła dojść do poziomu 67 dolarów za baryłkę. Natomiast maj przyniósł korektę, po której jej cena waha się między 53, a 58$ za baryłkę, czyli prawie taką samą jak w lutym, na ponad miesiąc przed decyzją OPEC+.

W podobny sposób do ropy Ural, zachowały się też Brent i WTI. Ta pierwsza ma jednak dodatkowe znaczenie, bo jest ropą rosyjską, co będzie miało w przyszłości wpływ na wydarzenia wojenne za naszymi wschodnimi granicami.

Dodaj komentarz