Czy ceny benzyny dobiją światową gospodarkę?

Bardzo duże poruszenie zostało wywołane przez oświadczenie państw OPEC+, które zapowiedziały obniżenie ilości wydobycia ropy naftowej. Może mieć to ogromne konsekwencje polityczne i nie mniejsze gospodarcze. 

Wpływ na inflację

W większości państw świata widać falę inflacyjną. Jedne państwa były do niej lepiej przygotowane (na przykład poprzez posiadanie elektrowni atomowych), a inne gorzej. Od ponad roku, znacząco rosną ceny węgla i źle obstawili ci, którzy uznali, że to tylko chwilowy skok. Wzrost ceny energii jest jednym z głównych czynników proinflacyjnych. Rządy mają pewne pole do walki z tym zjawiskiem. Mogą obniżać podatki na surowce i produkty z nich wytwarzane, mogą dopłacać bezpośrednio firmom energetycznym, by te nie podnosiły cen i rekompensować im koszty. Sposobów jest więcej, jednak wszelkie dopłaty, to rodzaj kupna czasu. Nie można na stałe nakazać firmom naftowym sprzedawać tanio benzyny, bo te po prostu upadną. Jeśli natomiast nałoży się podatki na społeczeństwo, by sfinansować dopłaty, to i tak pośrednio zwiększy się koszt życia społeczeństwa. Wybór nie jest prosty, więc różne ciała polityczne próbują reagować poprzez dyplomację u państw producentów. Jednym z takich przykładów była wizyta prezydenta Stanów Zjednoczonych Joe Bidena na Bliskim Wschodzie, gdzie podejmował rozmowy z przedstawicielami państw Zatoki Perskiej. Te państwa są trzonem organizacji OPEC, a także OPEC+. OPEC to kartel monopolistyczny, który poprzez swoją pozycję, chce ustalać ceny ropy naftowej na świecie. OPEC od OPEC+ różni liczba krajów, które do tej organizacji należą, ale realnie uznaje się, że to OPEC wraz z Rosją, która jest największym z producentów ropy wśród państw o które poszerzona została ta organizacja. Biden odbył tam wizytę i wydawało się, że mimo napiętych stosunków z rodziną Saudów (ród rządzący Arabią Saudyjską – stąd nazwa państwa) udało mu się osiągnąć pewne sukcesy. 

Zwrot na Bliskim Wschodzie – ropa w górę?

W ostatnich dniach, okazało się jednak, że Saudowie nie uznali tych rozmów za wystarczające i postanowili ograniczyć wydobycie ropy. Decyzja została poparta przez innych członków kartelu. Ograniczenie wydobycia, oznacza podwyższenie ceny benzyny. Powstał też niepokój w związku z tymi działaniami, a dokładniej ich powodami. Dwie główne opcje to zimna kalkulacja polityczna lub ekonomiczna. Ta pierwsza sugeruje, że arabska monarchia obawia się zbyt zdecydowanej porażki Rosji. Ta miałaby w tej wersji, zbyt mocno wzmocnić USA i pozwolić w przyszłości narzucić Rosji warunki działania na międzynarodowych rynkach, przynajmniej w pierwszych latach podporządkowujące je państwom Unii Europejskiej, Stanom Zjednoczonym i Kanadzie. Arabia znalazłaby się wtedy w potrzasku, bo USA mogłyby stanowczo stanąć przeciw autorytaryzmom na świecie, wiedząc że mają w ręku nowo powstałą Rosję, która ma wobec nich długi związane z porażką w wojnie. Dla krajów-konsumentów, takich jak Polska, byłby to niezwykle korzystny obrót spraw. Takie spojrzenie Saudów, oznaczałoby ich chęć do zwiększania balansu między demokratycznym Zachodem, a autorytarnym Wschodem i tworzenie niebezpiecznych napięć. Druga opcja kładzie większy nacisk na rynki i gospodarkę. W tej wersji, państwa OPEC, mają uznawać, że na świat nadchodzi poważna recesja, która automatycznie zmniejszy zapotrzebowanie na surowce energetyczne, w pierwszej kolejności na ropę naftową. Gdyby obecne stanowisko Arabii brało się z tego podejścia, to znaczyłoby, że ekonomiści, których zatrudniają, podpowiadają im potężne tąpnięcie. Tylko wtedy poszliby na tak otwartą wymianę ciosów z Waszyngtonem. 

ZOBACZ TEŻ: Kiedy najlepiej inwestować? Podpowiadamy!

Tu trzeba zaznaczyć, że wciąż część komentatorów uważa, że na pomoc może przyjść deal Zachodu z Iranem. Jednak raczej należy go wykluczyć z uwagi na wiele negatywnych sytuacji w które ostatnimi czasy wmieszany jest Iran. Uderzenie w bezpieczeństwo cyfrowe Albanii, brutalne tłumienie protestów ulicznych, dostarczanie broni Rosji – to ciosy, których zachodnia opinia publiczna nie przyjmie lekko u kogoś mającego aspirować do normalizacji stosunków. A to z kolei powoduje, że europejscy i anglosascy politycy nie będą chcieli być kojarzeni z takimi rozwiązaniami.

Dodaj komentarz